Hej kochani! :) Po
zimowej przerwie ogrzejemy się trochę, wracając wspomnieniami do wyprawy po
Gruzji i Armenii. Dzisiaj pokażę Wam region, który najbardziej mnie urzekł
podczas tych wakacji - Swanetię.
Wieś Uszguli.


Jest to region, który przez długie lata nie cieszył się dobrą sławą. W związku z problemami ekonomicznymi a także powodziami i lawinami w Swanetii zaczęła się szerzyć działalność przestępcza.
W
2004 przeprowadzono tam szereg akcji antykryminalnych, dzięki którym sytuacja
znacząco się poprawiła, choć wciąż wycieczki omijają te okolice i mało tam
turystów.

Już samo dostanie się tam jest niesamowitą przygodą...

Wąska, kręta droga, którą jechaliśmy zdecydowanie nie jest przeznaczona do ruchu w obu kierunkach a mijanie się z samochodami z przeciwka podwyższa ciśnienie :) do tego co jakiś czas trzeba przejechać przez rzeczkę czy ominąć gruz, który zsunął się ze zbocza - to trasa z atrakcjami ;)


Rano
dotarliśmy do Uszguli (dzisiejsza nazwa to Czadżaszi, ang. Chajashi), która
jest uważana za najwyżej położoną osadę Europy. Wioska znajduje się na
wysokości 2200 m n.p.m., u stóp najwyższej góry Gruzji – Szchary (5068 m
n.p.m.).

Wioska
słynie z charakterystycznych wież mieszkalno-obronnych, które już od XII w.
zamieszkują te same rody. Do dziś przetrwało ponad 200 tego typu zabytków.
Baszty służyły góralom do obrony przed wrogami, ale też... przed krwawą zemstą
innego rodu.

W wieży mieścił się cały dobytek rodziny. Parter zajmował żywy inwentarz a wyżej znajdowało się wyposażenie domu. poszczególne pietra łączyły luźne drabiny, które wciągano na wyższe piętro w razie niebezpieczeństwa.
Wejścia
do poszczególnych pięter był ułożone naprzemiennie, aby zażegnać ryzyko upadku
na sam dół. Bywało, iż w okresie zagrożenia wendettą, gospodarz wraz z całą
rodziną przebywał na najwyższym piętrze przez wiele miesięcy. Poza wieżami
Uszguli, słynie również ze świętych ikon przechowywanych w miejscowej kaplicy.

W
Uszguli wsiedliśmy na kipę gruzowika, który podwiózł nas kawałek w kierunku...



..
spaceru pod lodowiec u stóp Szchary (5068 m).

Miało
być lekko i przyjemnie :)

Taaaaak
:P
Przyjemnie
to owszem, było, zważając na otaczające nas widoki, ale tak całkiem lekko to
nie do końca :)

Mimo
ogromnego upału wędrowaliśmy w długich spodniach i bluzach, bo jedyna ścieżka
wiodła przez gąszcz barszczu Sosnowskiego.
(tak
tak, wiem, że upał i ta roślinka to nie najlepsze połączenie)

Ale
kiedy pokonaliśmy najgorszy fragment od razu poprawiły nam się humory :D


Rzeka
lodowcowa i pierwsze fragmenty szarego śniegu. Miałam wrażenie, że temperatura
powietrza tego dnia wynosiła jakieś 100 stopni i że zaraz sama się stopię jak
ten lodowiec :) ochłodziliśmy się troszkę w lodowatej rzece, odpoczęliśmy i
ruszyliśmy z powrotem.


Zbocza idealne jak po koszeniu :)


Ostatni
wdech świeżego powietrza przed długą drogą w marszrutce do Mestii :)

Swanetia jest po prostu bajeczna!!!
Myślę,
że tymi zdjęciami przekonałam Was, że to obowiązkowy punkt zwiedzania Gruzji :)