Hej! Dzisiaj pokażę Wam drugą porcję zdjęć z Bangkoku i po tym poście opuścimy stolicę, by udać się w głąb kraju. Gotowi? No to lecimy! :)
Zaczniemy od targu kwiatowego - przeszliśmy przez niego w drodze do jednej ze świątyń, ale tak mi się spodobał, że muszę o nim wspomnieć :) Zapachu nie uda mi się przekazać, ale wyobraźcie sobie mieszankę gorącego powietrza z dużą wilgocią i słodkim aromatem zarówno kwiatów, jak i tajskiego wszechobecnego street foodu. Jak przeglądam zdjęcia to go czuję, tak dla mnie pachniał Bangkok.


Targ, który odwiedziłam nazywa się Pak Klong Talad, ale nie jest jedynym w mieście.


Egzotyczne kwiaty plecione są tu w piękne bukiety, przyznam, że z zaciekawieniem się przyglądałam i zapomniałam o robieniu dokładniejszych zdjęć ;)



Tuk-tukiem pojechaliśmy dalej. Takie taksówki to świetne rozwiązanie - są małe, wygodne i tanie, taka przejażdżka to też fajna atrakcja ;)

Świątynia Leżącego Buddy - Wat Pho
To miejsce trzeba zobaczyć będąc w Bangkoku :) tak wiem, kolejne "must see" z przewodników, ale uwierzcie, że naprawdę warto. Przy tym posągu Buddy, zapomina się, że istnieją w mieście inne świątynie. 46 metrowy Budda pokryty złotem robi wrażenie!

Dokłade wymiary to: 46 m długości, 15 m wysokości, więc chwilę zajmuje jego obejście dookoła - a podobno to przynosi szczęście, więc trzeba ;)

Same podeszwy stóp mają 3 m wysokości i 4,5 m długości, dodatkowo są pięknie inkrustowane masą perłową. Jest to jeden z największych posągów Buddy w Tajlandii.


Zacytuję Wam też podstawowe pojęcia, które warto znać na temat tajskich świątyń przygotowane przez autora bloga "gdziewyjechać":
Czedi – złote, imponujące pagody o szerokiej podstawie
Prasat – mała, smukła świątynia w kształcie wieży lub część większego kompleksu świątynnego. Wtedy w środku znajduje się Prang
Prang – duża budowla wyróżniająca się od otaczających ją prasatów lub Czedi, przypomina kolbę kukurydzy
Wat – ogólna nazwa kompleksów świątynnych w Tajlandii czy Kambodży
Bot – najważniejsza, centralna budowla kompleksu świątynnego
Wihan – towarzyszą Botom i Mondopom w Watach, otoczone są krużgankami z wizerunkami Buddy lub freskami.
Mondop – duża, prostokątna budowla w formie pawilonu, w której często przebywa ważny posąg buddy lub relikwie
Ramakien – tajski epos narodowy, przedstawiany w formie malowideł i fresków w bocznych galeriach wielu ważniejszych świątyń

Kompleks można zwiedzać codziennie od 8:00 do 18:30. Wstęp płatny: 100 bahtów.
W świątyni ustawiono 108
mis, do których wrzuca się 108 monet na szczęście. Można je kupić za 20 bahtów.
Świątynia Złotego Buddy (Wat Traimit)
To ostatnia świątynia z Bangkoku, którą zwiedzałam. Mniej okazała od poprzednich, ale zapamiętałam przyjemną ciszę, która tu panowała. Wynikało to z bardzo wczesnej godziny i braku tłumów, myślę, że im później, tym głośniej. Mimo ociekającego złota, bardzo podobały mi się zdobienia.



Widziałam tu modlących się mnichów i ich pełne skupienie, mimo zaglądających gapiów. Następnego dnia około piątej nad ranem wybraliśmy się w pewne miejsce (ktoś nam podpowiedział gdzie, niestety nie pamiętam, jaka była to ulica), aby zostawić mnichom jedzenie. Nie wiem, czy wiecie, ale mnisi sami sobie nie gotują jedzenia, tylko przyjmują je od innych, wszystko, co dostaną łączą i dzielą się w klasztorze między sobą.
źródło: http://www.dalekietakblisko.pl/mnich-w-chiang-mai.Nowicjusze i mnisi żyją według wielu zasad, hołdującym trzem myślom: miej czyste myśli, czyste słowa i czyste uczynki. Starają się nigdy nie spieszyć (nie powinni biegać!), nie wolno im też pracować, ani gotować. Natomiast angażują się w pomoc przy remontach świątyń, porządkach lub przygotowaniach do świąt.
Mnichom wolno jeść tylko to, co zostanie im podarowane lub co kupią za otrzymane datki, są więc uzależnieni od wsparcia innych ludzi. O świcie w świątyniach pojawiają się kobiety rozkładające menażki z ryżem, talerze z rybą, warzywa i owoce – robią to, bo wierzą, że dobroć okazana mnichom do nich powróci. Pewnego dnia w Chiang Mai byliśmy świadkami tradycji, która codziennie o świcie ożywa na uliczkach miasta. Z samego rana mnisi wychodzą ze świątyń i odwiedzają okoliczne domostwa – głównie te skromniejsze, mniejsze i łatwiej dostępne z ulicy. Chodzą tak grupami, po trzech lub czterech. Każdy trzyma lekko rozchyloną torbę lub otwarty pojemnik. Gdy przychodzą, gospodarz natychmiast znika w głębi mieszkania. Po chwili wraca i wrzuca każdemu z nich po 20 bathów. Następnie klęka, przykłada twarz do ziemi i składa ręce – w tym czasie mnisi odśpiewują modlitwę. Po chwili odwracają się i idą do kolejnego domu.
Tradycja nakazuje aby każdy mężczyzna przynajmniej raz w życiu wstąpił do klasztoru i został wyświęcony na mnicha.Tradycji tej przestrzegają nawet głowy państw np. król Tajlandii Rama X.


Ja też wierzę, że dobro do nas wraca i to nie tylko to od tajskich mnichów ;) Opuszczamy już Bangkok i ruszamy dalej :) Do następnego!
